Tytułem wstępu:

Gry komputerowe to nowe medium. Nowa, dwunasta muza (po filmie i telewizji). Tak też powinny być traktowane. Nie jako tania rozrywka dla zdziecinniałych facetów, a jako medium mające wszystkie możliwości do stania się kolejną dziedziną sztuki. Mieliśmy już w historii gier takie przykłady (Azrael’s Tear). Jednak gry, tak samo jak i film w swoich początkach, dojrzewają bardzo powoli. Film, dopiero w okresie, gdy kamery stały się finansowo dostępne dla każdego twórcy i gdy czułość filmu pozwoliła na wyjście poza solidnie oświetlone atelier odkrył dla siebie i francuską nową falę i neorealizm włoski, a wcześniej jeszcze niemiecki ekspresjonizm. Czy z grami może być podobnie? Czy nowa platforma finansowania gier przez graczy, o nazwie Kickstarter, spełni takie zadanie i wepchnie gry komputerowe w ręce prawdziwych twórców? Zobaczymy.
Na tym portalu staramy się podchodzić do gier komputerowych z powagą należną nowemu medium, ale też z zasobem oczekiwań i wymagań, jakie się przed raczkującą dziedziną sztuki stawia. Inaczej niż na innych portalach poświęconych recenzjom gier, tutaj znajdziesz, drogi czytelniku, opinie ostre, wymagające i przedstawione bez owijania w bawełnę. Również bez, powszechnego w świecie mediów elektronicznych, przypodobywania się i schlebiania autorom nowych produkcji.
Zatem miłego czytania i zapraszamy do pozostawiania komentarzy!

Portal ten jest częścią multiportalowej platformy do której należą też:
Nauka Nie Dla Opornych – portal popularno naukowy.
Sztuka Nie Dla Opornych – portal poświęcony sztuce.

UWAGA! Poszukujemy recenzentów. Jeśli do gier podchodzisz podobnie jak my i chciałbyś napisać recenzję dla Gry Krytycznie, to napisz recenzję wybranej przez siebie gry komputerowej. Podziel ją według takich samych rozdziałów jak ma to miejsce na naszym portalu i prześlij na adres mailowy: Gry Krytycznie.

Powodzenia!

środa, 8 października 2014

Recenzja: Gauntlet 2014, czyli czy odkopanie hitu z ATARI zostało zrobione jak należy, czy jak nie należy?

Tytuł polski: Gauntlet
Tytuł angielski: Gauntlet

23 września 2014 ( światowa data premiery )
23 września 2014 ( data wydania w Polsce )

Developer: Arrowhead Game Studios
Wydawca: WB Games
Wydawca PL: WB Games


Wstęp 

Pamiętam grę Gauntlet na ATARI 65xe. Był to produkt w bardzo ładnej okładce i sugerujący niesamowitą przygodę podczas zabawy, a jednak całkowicie rozczarowujący po wczytaniu gry. Wytrzymałem przed monitorem może trzydzieści minut. Głównie z powodu bardzo – nawet jak na standardy ATARI – słabej grafiki i niedopracowanej mechaniki walki. No cóż, to było dawno, dawno temu gdy po ziemi chodziły jeszcze dinozaury i wrzucały do automatów monety by pograć w Ponga lub Pacmana. Panowie z Arrowhead Game Studios postanowili odświeżyć ten tytuł wydając go w formie czegoś pośredniego między Dungeon Crawlerem a Action RPG. Mamy zatem, tak jak w oryginale, czterech śmiałków zapuszczających się w lochy pełne poczwar i nieumarłych. Chodzimy po katakumbach i – dość bezmyślnie – sieczemy ich całe setki. Krew się leje, złoto wypada ze skrzyń i dzbanów. Innymi słowy prosta odstresowująca rozrywka. No cóż, gry komputerowe, tak jak film, muszą czasem zaserwować nam coś odmóżdżającego. Nie można żyć samą sztuką prawda?



Pierwsze wrażenie 

Pierwsze wrażenie gra robi bardzo obiecujące. Mamy czterech bohaterów: wojownika (osiłka używającego dwuręcznej broni), walkirię (walczącą mieczem i tarczą), elfa (strzelającego z łuku) i maga (mającego całkiem spory zestaw czarów) i zostajemy w pewnym sensie zmuszeni do przetestowania mechaniki gry każdym z nich. Na szczęście, i o dziwo, granie każdą z tych postaci jest niezwykle przyjemne w tej początkowej fazie rozrywki. Zdziwiło mnie to jak ciekawie i grywalnie zostały zaimplementowane zdolności każdego z bohaterów. Grafika, w we wstępie może nie najwyższych lotów, szybko pokazuje swoje dobre strony gdy wchodzimy do lochów. Jest zatem bardzo obiecująco.
Granie osiłkiem jest trochę monotonne – szczególnie na łatwiejszych poziomach trudności – bowiem jego podstawowy atak wystarcza by wysiec wszystkie podstawowe potwory jak zborze w sierpniu. Zatem klikamy myszką i przebijamy się przez zastępy potworów atakujących nas w dziesiątkach na raz. W tłumie dobrze sprawdza się atak obszarowy wojownika, czyli kręcenie młynka dookoła siebie toporem. Atak ten trwa jednak tylko przez chwilę i potrzebuje czasu by się odnowić. Do dalszej gry wybrałem więc elfa, którego główną zaletą jest unikanie kontaktu, a z łuku strzela jak z karabinu. To był dobry wybór.

Grafika 

Grafika w nowym Gauntlecie jest bardzo ładna. Mamy popękane ściany lochów, zakrwawioną posadzkę, światła rzucane przez pochodnie. Gdy strzelimy w pochodnię robi się w tym miejscu ciemno. Na niektórych ścianach powiewają proporce, cienie od krat klimatycznie kładą się na ziemi. Kamera umieszczona jest prawie z góry, mniej izometrycznie niż w innych Action RPG – założę się, że to kolejny ukłon w kierunku stylistyki oryginału z lat 80tych. Animacje potworów są naturalne. Giną oni w fontannach krwi. Płynność ruchów naszego protagonisty też cieszy oko. Jest po prostu ładnie. Szybko można wpaść w ten świat lochów i potworów i zagubić się. 

3D

Ani sterownik iZ3d ani Tridef nie pozwoliły uruchomić tej gry w trybie stereoskopowego 3D. Tridef wyświetla komunikat, że gra nie jest w żadnym ze znanych mu directX. O dziwo sterownik Nvidii bez problemu sobie z tą grą radzi. Co jeszcze dziwniejsze, i nie typowe dla sterownika Nvidii, obraz jest ładny bez spadku ilości kolorów (nie zielony jak w większości gier odpalonych pod tym sterownikiem). Można tak ustawić parametry separacji i konwergencji by nie było podwójnych konturów (ghostingu) i by efekt 3D był zadowalający. Kolumny w podziemiach wychodzą z ekranu. Trumny, skrzynie i katafalki mają ładny trójwymiarowy i ostry wygląd. Oczy się nie męczą i można tak grać godzinami. Bardzo ładnie to wygląda i tym bardziej wciąga w świat opanowanych przez zombie podziemi.

Dźwięk 

Dźwięk w Gauntlet składa się z trzech elementów: odgłosów wszechobecnej rozwałki, wypełniającej tło muzyki oraz komentarzy naszego protagonisty. Te pierwsze zrobione są wprost wyśmienicie. Każdy rozpadający się dzban czy skrzynia są świetnie udźwiękowione. Słychać szczęk kości zabijanych przeciwników, wybuchy, zgrzytanie opadających, odgradzających pomieszczenia ścian. Są też jęki przeciwników. Tego ostatniego elementu jest moim zdaniem jednak za mało. Brakuje tu charczenia, jęków, zawodzenia. Atakujące nas zombie są jakby nad wyraz ciche. Trochę tam pojękują od czasu do czasu, ale głównie słychać odgłos naszych strzał. Tak czy inaczej jest dobrze i klimatycznie.
Muzyka w sposób nastrojowy wypełnia tło. Nie wybija się na pierwszy plan. Jest idealnie dobrana do scenerii. Mamy tu powolne trąby, dramatyczne skrzypki, trochę zawodzącego wiatru – jest świetnie i klimatycznie.
Komentarze naszego bohatera… cóż, jak pewnie wszyscy wiemy najgorszą rzeczą jaką można zrobić graczowi to dokonać pełnego spolszczenia audio. Te przerysowane, pompatyczne, pesudoaktorskie tyrady jakie serwował nam Diablo 3 śniły mi się jeszcze długo po nocach. Mogę was pocieszyć. Tutaj jest znacznie lepiej. To znaczy nadal jest to poziom amatorskiej produkcji chałupniczej, ale komentarze naszego protagonisty nie są już tak sztuczne i nie wywołują wypadania plomb z zębów. Innymi słowy da się je przełknąć – jak lekko nieświeżego małża. 

Historia 

No i wreszcie dochodzimy do punktu, w którym będę musiał wylać trochę dziegciu na te beczki, zaserwowanego dotychczas, miodu. Fabuła? To tu jest jakaś fabuła? Ach tak, na początku wyskakuje na nas jakiś człowieczek i zleca nam zadanie znalezienia trzech zgubionych odłamków Tyryfingu (whatever it means). W zamian za to obiecuje nam bogactwo i siłę. No. I tyle. Dalej naszym zadaniem jest wchodzić kolejno do ustawionych w rządku na pierwszej planszy bram, a każde wejście wiąże się z wykonaniem trzech „misji” – zawsze w takiej samej kolejności. Misja pierwsza: wyczyścić lochy ze wszystkiego co się rusza i nazbierać złota. Misja druga: wyczyścić lochy ze wszystkiego co się rusza uciekając jednocześnie przed goniącą nas śmiercią (jej dotknięcie kończy się natychmiastową śmiercią naszego bohatera). Misja trzecia: wyczyścić lochy i pokonać mini-bosa. I tak w kółko. Bez żadnej zmiany, bez żadnej fabuły, dorabiania jakiejkolwiek ideologii. Nic. Zabijaj i zbieraj skrzynki ze złotem. Nudzisz się? No trudno. To może jeszcze raz?
Ja rozumiem, że jest to nawiązanie do klasyki, ale bez przesady. Może trzeba było zastosować taką samą jak na Atari grafikę? Nie? Jednak nie. Jednak ktoś postanowił dokonać zmian. Więc dlaczego nie dodać choćby szczątkowej, charakterystycznej dla Action RPG fabuły? Ileż ta gra by zyskała gdyby w tym siekaniu i chodzeniu po lochach o coś chodziło. Gdybyśmy co jakiś czas natrafiali choćby na jakieś szczątkowe zadanie, zlecone przez szczątkową postać. Niestety. O ile pierwsza godzina bezstresowej zabawy wciąga i odstresowuje, o tyle dalsze brnięcie w ten sam schemat nuży i po prostu irytuje. Ile razy mam robić to samo? Szkoda. Ta gra miała duży potencjał. Świetny gameplay, ładna grafika i klimatyczny dźwięk, okraszone odrobiną fabuły mogły dać produkt naprawdę godny uwagi. Ale nie. Ktoś poszedł ewidentnie na łatwiznę.

Grywalność 

No cóż, Gauntlet a la 2014 to przede wszystkim bezstresowe siekanie potworów. Jak już pisałem mechanika wybijania wrogów została świetnie zbalansowana dla wszystkich czterech postaci. Bardzo miło zabija się tabuny nieumarłych zarówno osiłkiem jak i elfem. Walkirią i magiem też. Osiłkiem wpadamy w tłum i wycinamy truposzów jak zboże, od czasu do czasu posiłkując się młynkiem dookoła siebie by rozpłatać co bardziej natrętnych oponentów. Elfem inaczej. Biegamy w pewnej odległości od wylewającego się na nas tłumu i strzelamy z łuku jak z karabinu. Gdy masy trupiej jest w danym momencie zbyt dużo zostawiamy coś w rodzaju bomby i ewakuujemy się. Nieumarli z chęcią wchodzą w zasięg jej rażenia i po chwili mamy czysto na planszy. Innymi słowy gra się bardzo przyjemnie. Ciekawym urozmaiceniem są etapy, w których nie tylko musimy wycinać w pień wrogów ale też musimy uciekać przed pojawiającą się co jakiś czas postacią śmierci. Ta podąża za nami w niezbyt szybkim tempie, ale lawirowanie między uciekaniem przed nią i wybijałem wrogów jednocześnie to ciekawy test dla naszej koordynacji oko-ręka.  Nie jest to zbyt trudne, ale za łatwe też nie. 
Należy nadmienić, że w Guntlet można grać w od jednego do czterech graczy jednocześnie. Zatem jeśli mamy znajomych podpiętych do sieci możemy zagrać w trybie kooperacyjnym i razem wycinać zombie i inne potwory. Do naszej gry można w każdej chwili dołączyć, jeśli ustawimy opcję gry otwartej. Możemy też taki swobodny dostęp zablokować.
Pomiędzy etapami dostajemy bonusy od gry za zabicie określonych wrogów w określonej ilości bądź za rozbicie odpowiedniej liczby dzbanów i inne tego typu „osiągnięcia”. Jest to takie połączenie statystyk poziomu z automatycznym awansowaniem naszej postaci. Co trzy poziomy mamy możliwość zawitać do kupca stojącego na pierwszej planszy – tej, z której rozpoczynamy kolejne misje wchodząc w kolejne drzwi – i zakupić wyposażenie. Są tam specjalne buty po „użyciu” których w trakcie gry będziemy zostawiali ślad ognia za sobą, a wchodzące weń potwory będą przyjemnie płonąć. Pierścień zamrażający wrogów. Lutnia syreny sprawiająca, że potwory przez chwilę ignorują bohatera. Jest tego sporo, a wszystko kupimy oczywiście za zebrane złoto. Jak pewnie słusznie zauważyliście nie ma w tej grze zbierania wypadających z wrogów przedmiotów. Nie ma porównywania statystyk nowego miecza ze starym, nowego hełmu z obecnie używanym. Ten element Action RPG został całkowicie pominięty. Muszę powiedzieć, że za nadto mi to nie przeszkadzało. Byłem – przez pierwsze godziny – tak pochłonięty wybijaniem potworów, że zupełnie tego braku nie zauważałem.
Ach no i nie ma oczywiście żadnego rozwoju bohatera (poza tym automatycznym). Żadnych punktów do przydzielenia, żadnych parametrów postaci i umiejętności. No cóż, ta gra pod tym względem trochę przypomina Sacred 3 - podczas "misji" mamy się skupić głównie na wycinaniu hord wrogów, a resztę w szczątkowej formie dostaniemy między etapami.

Inne 

W Gauntlet równie przyjemnie gra się przy użyciu myszki i klawiatury co na padzie. Mój ostatni szczęśliwy zakup bardzo dobrze się tu sprawdził – gra jest bardzo dobrze przystosowana do używania pada na PC. Może trudniej wycelować w idące w naszą stronę potwory – myszka zawsze będzie w tym precyzyjniejsza i szybsza – jednak gameplay nie cierpi ani trochę.

Podsumowanie 

Gauntlet to bardzo przyjemna bezstresowa zabawa w zabijanie wszystkiego co się rusza. Rodzaj growego hamburgera, filmu z kosmitami i wybuchami w tle. Ma być miło i odmóżdżająco. Szkoda tylko, że hamburger ten pozbawiony jest dodatków, a sałatki ani coli nie uświadczymy. Mówiąc mniej obrazowo, jest to film bez fabuły. Nawet nie film. To trzy, bardzo ładnie zagrane, sceny powtarzane w kółko. Poszlibyście na to do kina? Zapewniam was, że spędzicie z tą grą kilka godzin po czym zaczniecie ziewać.
Czy warto ją kupić? A po ile panie to jest? Czy za "trzy dychy" można kupić coś na kilka godzin zabawy? Można. A za sto złotych? Za sto złotych ja bym nie kupił. Tak więc widzicie jaki problem tu mamy. To tak jakby się zastanawiać czy warto kupić abonament na obiady, na których zawsze będą tylko ziemniaki. Może lepiej zaoszczędzić pieniądze i pójść na pizzę? Problem w tym, drodzy czytelnicy, że pizzy nie ma. W dziedzinie gier Action RPG nie zdarzyło się od dobrego już czasu nic, co by miało JEDNOCZEŚNIE i dobry gameplay, złożony rozwój postaci i ciekawą fabułę. Incredible Adventures of Van Helsing ma tragiczny gameplay. W Torchlight 2 kompletnie nie widać co się dzieje podczas walki. Diablo nadal kosztuje grube pieniądze, a jego lokalizacja woła o pomstę do nieba. Path of Exile ma przyjemny gameplay, ale losowość w rozwoju ekwipunku potrafi być w tej grze niezwykle frustrująca. Jeśli nie jesteś graczem, który potrafi 30 razy przejść tą samą mapę by móc ponownie wylosować parametry swojej zbroi, po kilkunastu godzinach zabawy poczujesz się mocno zirytowany tym, że gra karze cię za twoje starania. Warto zagrać w mało znaną Realms of Ancien War – z piękną grafiką (szczególnie w stereoskopowym 3D) i jako taką, szczątkową fabułą (chociaż powiedzmy szczerze - sztampową do bólu). Poleciłbym może też Sacred 3 – świetny, być może najlepszy gameplay ostatnich lat, ale z fabułą autoironiczną i tak drętwymi dialogami, że nie można tego uznać za w pełni udane połączenie. Niemniej jednak dla tych, którzy lubią pozabijać trochę potworów Sacred 3 jest na pewno grą bardziej godną uwagi niż nowy Gauntlet, a jego recenzję na naszym portalu przeczytacie tutaj
Citronian-Man




Pozytywy:

- Świetna grafika

- Budująca nastój muzyka, świetne odgłosy otoczenia

- Bardzo dobry gameplay, każda postać równie grywana

- Można grać kooperacyjnie w cztery osoby

- ładne, nie męczące oczu, stereoskopowe 3D



Negatywy:

- Zero, kompletnie zaro fabuły. W kółko to samo.

- Brak klasycznego rozwoju postaci.
- Brak klasycznego zbierania przedmiotów i wyposażania naszego bohatera.




Końcowa ocena:

Dźwięk       – 9 na 10
3D              – 9 na 10
Grafika       – 8 na 10 (waga x2)
Historia       – 1 na 10 (waga x3)
Grywalność – 7 na 10 (waga x3)

W sumie: 58 na 100





Wymagania sprzętowe:

OS: Windows Vista / Windows 7
Processor: 2.4 GHz Dual Core
Memory: 4 GB RAM
Graphics: 512 MB NVIDIA GeForce 9800 / ATI Radeon HD 2600 XT
DirectX: Version 10
Network: Broadband Internet connection
Hard Drive: 2 GB available space


Gameplay z gry:

Misja z wycinaniem w pień potworów oraz początek misji z goniącą nas śmiercią. Pokazany też "rozwój" postaci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz