Tytułem wstępu:

Gry komputerowe to nowe medium. Nowa, dwunasta muza (po filmie i telewizji). Tak też powinny być traktowane. Nie jako tania rozrywka dla zdziecinniałych facetów, a jako medium mające wszystkie możliwości do stania się kolejną dziedziną sztuki. Mieliśmy już w historii gier takie przykłady (Azrael’s Tear). Jednak gry, tak samo jak i film w swoich początkach, dojrzewają bardzo powoli. Film, dopiero w okresie, gdy kamery stały się finansowo dostępne dla każdego twórcy i gdy czułość filmu pozwoliła na wyjście poza solidnie oświetlone atelier odkrył dla siebie i francuską nową falę i neorealizm włoski, a wcześniej jeszcze niemiecki ekspresjonizm. Czy z grami może być podobnie? Czy nowa platforma finansowania gier przez graczy, o nazwie Kickstarter, spełni takie zadanie i wepchnie gry komputerowe w ręce prawdziwych twórców? Zobaczymy.
Na tym portalu staramy się podchodzić do gier komputerowych z powagą należną nowemu medium, ale też z zasobem oczekiwań i wymagań, jakie się przed raczkującą dziedziną sztuki stawia. Inaczej niż na innych portalach poświęconych recenzjom gier, tutaj znajdziesz, drogi czytelniku, opinie ostre, wymagające i przedstawione bez owijania w bawełnę. Również bez, powszechnego w świecie mediów elektronicznych, przypodobywania się i schlebiania autorom nowych produkcji.
Zatem miłego czytania i zapraszamy do pozostawiania komentarzy!

Portal ten jest częścią multiportalowej platformy do której należą też:
Nauka Nie Dla Opornych – portal popularno naukowy.
Sztuka Nie Dla Opornych – portal poświęcony sztuce.

UWAGA! Poszukujemy recenzentów. Jeśli do gier podchodzisz podobnie jak my i chciałbyś napisać recenzję dla Gry Krytycznie, to napisz recenzję wybranej przez siebie gry komputerowej. Podziel ją według takich samych rozdziałów jak ma to miejsce na naszym portalu i prześlij na adres mailowy: Gry Krytycznie.

Powodzenia!

poniedziałek, 14 lipca 2014

Recenzja: Gra o Tron - czyli czy wsadzając jedną nogę do gorącej a drugą do lodowatej wody czujemy się średnio?


Tytuł polski: Gra o Tron
Tytuł angielski: Game of Thrones


 15 maja 2012 ( światowa data premiery )
07 czerwca 2012 ( data wydania w Polsce )

Developer: Cyanide Studio
Wydawca: Atlus
Wydawca PL: Ubisoft



Wstęp

W stosunku do Gry o Tron miałem mieszane uczucia. Mieszane dopóki nie zobaczyłem serialu. Wtedy moja opinia o grze studia Cyanide zmieniła się radykalnie. W Internecie można spotkać się z opiniami, że odstrasza ona niedzisiejszą grafiką. Moim zdaniem – osoby, która ponad wszystko ceni grywalność oraz fabułę – odstrasza ona czymś zupełnie innym.
Ale po kolei.
Gra o Tron studia Cyanide jest grą RPG z widokiem z trzeciej osoby. Poruszamy się w niej bezpośrednio postacią w czasie rzeczywistym, a walki toczymy w zwolnionym tempie (bardzo ciekawy system biorący najlepsze z walki w trybie tur i walki w czasie rzeczywistym). Gra pozwala nam się wcielić w dwie postacie Morsa Westwoda oraz Alestera Sarwycka. Te dwie historie przeżywamy na zmianę w kolejno następujących po sobie rozdziałach by w końcu spleść oba pozornie nie związane wątki w jeden.
To tyle tytułem wstępu. Zacznijmy jednak od…




Pierwsze wrażenie

Wbrew opinii innych recenzentów stwierdzę, że pierwsze wrażenie obcowania z grą nie jest złe. Prawdę powiedziawszy jest ono najlepsze ze wszystkich wrażeń jakie ta gra może nam zaoferować. Mamy więc ciekawie poprowadzony wstęp do opowiadanej historii. Wstęp brudny, chropowaty i bezlitosny – tak jak to można sobie wyobrazić po obejrzeniu pierwszego sezonu serialu pod tym samym tytułem lub po przeczytaniu Pieśni Lodu i Ognia - George’a R.R. Martina.
Głównym bohaterem w tej pierwszej części jest Mors Westford. Ten rodzaj twardziela, który odzywa się rzadko, a kiedy już mówi to z jego ust najczęściej dobywa się jakaś zgorzkniała riposta, godna człowieka, który przeżył już wiele i wiele w swoim życiu niegodziwości widział.
Jesteśmy również świadkami egzekucji.
W której to grze ostatnich czasów dane nam było uczestniczyć w egzekucji zbiega, dokonanej zresztą bez większych ceregieli i bez litości!?
Całości obrazu dopełnia sam świat wykreowany przez George’a R.R. Martina – ogromna ściana z lodu, ciemności, zimno. Grupka straceńców broniąca tego porzuconego na końcu świata posterunku.
Jest więc bardzo klimatycznie i bardzo wiarygodnie – aż chce się przyklasnąć. Niedługo też dane jest nam spróbować bardzo ciekawego i innowacyjnego systemu rozgrywania walk (o nim więcej w rozdziale o grywalności). Dość powiedzieć, że podczas walki mamy możliwość skorzystania z aktywnej pauzy by w tym czasie wybrać odpowiednie ciosy specjalne, które bohater może wykonać. Pauza jednak nie jest pauzą stuprocentową a spowolnieniem. Postaci podczas pauzy kontynuują więc swoje ruchy - tylko że w bardzo, bardzo zwolnionym tempie. Taka mechanika jednak prowadzi do tego, że my, gracze, nie czujemy się zwolnieni z obowiązku spieszenia się, nie opuszczają nas emocje, nie dokonujemy wyborów zagryzając szarlotkę ogórkiem konserwowym, o nie! Ten sposób rozegrania pauzy trzyma nas przykutych do monitora, karze w pełnym skupieniu i z wypiekami na twarzy wybierać ciosy i patrzeć na ich efekty. Pomysł godny Oskara.
Zatem, powiedzieć trzeba bez dwóch zdań, że pierwsze spotkanie z grą daje dużo satysfakcji. Nawet grafika nie wydaje się tak przestarzała jak jest naprawdę. Niestety. Z każdym krokiem, z każdą kolejną godziną zagłębiania się w świat gry jest gorzej. O tym „gorzej” powiemy sobie właśnie w następnych rozdziałach a teraz zajmijmy się grafiką właśnie bo i wokół niej narosło wiele niejasności.

Grafika

Możliwości starego już Unreal Engine 3 nie zostały do końca wykorzystane, chociaż chwilami jest na czym oko zawiesić. Zimne okolice Westeros wyglądają kanciato, tekstury są słabej jakości i wszystko wydaje się jakby miało ładnych parę lat. Z kolei King's Landing - główne miasto gry – wygląda całkiem ładnie. Powybrzuszane chodniki, wpadające na siebie kamieniczki, zieleń, masa tubylców zajęta swoimi sprawami – nie jest to może obraz najwyższej możliwej jakości ale też nie można powiedzieć by kuł w oko.
Ponadto wygląd gry można znacząco poprawić używając dostępnego w sieci FXAA Injectora (do ściągnięcia tutaj). Poprawimy nim anty aliasing, kolory, efekty HDR itp. Po takim retuszu a zwłaszcza przy wykorzystaniu pełnego 3D z wykorzystaniem choćby iZ3d drivera grafika naprawdę potrafi zauroczyć, lub przynajmniej być jednym z wyraźnie pozytywnych aspektów gry.
Trochę więcej, należy powiedzieć o istniejących w świecie gry postaciach pobocznych. Tutaj spada na nas niestety kubeł zimnej wody bo większość NPC stoi w miejscu jak ołowiane żołnierzyki i nie kiwnie nawet małym palcem. Zabawnie wyglądają miejsca w których dwie panny stoją naprzeciw siebie jakby je tam zostawił jakiś bawiący się nimi chłopiec i nie wykonują żadnego nawet ruchu. Pal sześć jakiś nieistotny dla fabuły model postaci – dajmy na to oparty o barierkę i patrzący w dal (tak było np. w Mass Effect) – nie tutaj w ten sposób „zachowują się” nawet postaci trzecio czy drugo-planowe. Przyznam szczerze, że TO, to już jest przesada. Zresztą… nie myśl drogi czytelniku, że one stoją tam byśmy mogli z nimi porozmawiać. O nie. Możliwość rozmowy jest, owszem ale tylko wtedy gdy pozwoli na to fabuła. Niemniej jednak grafika wcale nie jest najgorszą stroną tej gry. Najgorszą jest co innego. Ale najpierw krótkie info o grafice w innym wymiarze – czyli możliwości grania w 3D.

3D

Z racji, że pełne 3D wkracza pod nasze strzechy z siłą wodospadu, postanowiłem przy każdej z recenzowanych gier opisać i ten aspekt obcowania ze światem gry. Mamy na rynku szereg sterowników pozwalających na grę w pełnym trójwymiarze, od specjalistycznych takich jak IZ3d czy Tridef do dostarczanych przez głównych graczy rynku komputerowego – np. N-Vision nvidii. To samo dotyczy najróżniejszych sposobów wyświetlania takiego obrazu – od wersji anaglifowej, dostępnej dla każdego, po aktywne okulary 3D. Tą pierwszą zresztą każdy z was jest w stanie zaserwować sobie w domu – wystarczy ściągnąć – darmowy dla wersji anaglifowej – sterownik iZ3d (do ściągnięcia tutaj) oraz zaopatrzyć się w czerwono-cyjanowe okularki dostępne na allegro za grosze. Każdy monitor wyświetli taki obraz 3D.
Zatem. Jak Game of Thrones. Prezentuje się w 3D? Bardzo dobrze. Po włączeniu trójwymiaru obraz jest ostry, pozbawiony podwójności w światłach, czy efektach generowanych przez engine gry. Co więcej gra toleruje dość wysokie ustawienia separacji – co jest podstawowym parametrem wpływającym na głębię obrazu 3D. Istnieje jedna mała niedogodność – obrazu o dużej głębi 3D nie da się go idealnie sparować i jednak pewne artefakty (nie ma dobrego odpowiednika na angielski termin ghosting) pozostają. Są one jednak tak małe, że prawie niezauważalne – a to podstawa tego by wzrok się nie męczył po kilkudziesięciu minutach grania. Dobrą jakość 3D uzyskamy zarówno za pomocą sterownika IZ3D jak i Tridef. N-vision – ze względu na koszmarne straty w kolorach obrazu – proponuję włączać w ostateczności – tutaj nie jest to potrzebne.

Dżwięk

Z dźwiękiem jest podobnie jak z grafiką – wrażenia są ambiwalentne (chociaż więcej tu jest wody zimnej niż ciepłej). Muzyka jest ale nie robi wielkiego wrażenia. W intro gry pogrywa ten sam utwór co w intro serialu. W trakcie gry muzyka jest niezauważalna.
Głosy postaci… tu właśnie zaczynają się schody. Głos Morsa na ten przykład został podłożony bardzo dobrze. Aktorstwo w tym przypadku jest wiarygodne, kwestie brzmią świetnie co w połączeniu ze zgryźliwym charakterem samej postaci daje bardzo dobry efekt. Głosy innych postaci a w szczególności drugiego z głównych bohaterów Alestera Sarwycka, brzmią znacznie gorzej. Perełką w koronie jest tutaj głos Arwooda Harltona, jednego z naszych tajnych sprzymierzeńców. Ja nie wiem kto nagrywał te kwestie, wnuk żony prezesa czy syn sprzątaczki. Faktem jest jednak, że od tego drętwego recytowania kwestii plomby z zębów wypadają. Już po paru dialogach nie byłem w stanie tego dukania słuchać. Czy naprawdę nie można zatrudnić. Choćby POCZATKUJACYCH aktorów, do zagrania kwestii dwóch głównych postaci!!? Musi to robić siostrzeniec pani Zdzisławy z księgowości!? Tragedia. I to jest pierwszy punkt, na którym ta gra się kompletnie wykłada. Punkt dość ważki wszak bo odpowiedzialny za wciągnięcie nas w świat gry, budujący zaufanie do postaci którą jesteśmy. Niestety w tej kwestii gra wylewa na nas kubeł śmierdzących pomyj. Grając drugim z bohaterów (gramy bowiem raz Morsem raz Alesterem Sarwyckiem) będziecie wić się, zgrzytać zębami i błagać by to wszystko już się łaskawie skończyło. Przykro mi. Ale tak jest rzeczywistość. Będziecie – tak jak ja – grać tylko po to by znów stać się Morsem Westwodem i nieco odetchnąć od tych kartoflanych tyrad wygłaszanych tonem pięciolatka występującego na akademii. Szkoda.

Historia

No i wreszcie doszliśmy do sedna sprawy. Widzicie te działa na wzgórzu? Te bombowce strategiczne wiszące nad waszymi głowami? To tylko część tego co was tutaj czeka. Ale po kolei.
Growa wersja Game of Thrones powiela w pewnym sensie pewien wątek z serialu. Tak więc jeśli oglądaliście serial szybko domyślicie się o co chodzi. W takim przypadku spoiler co do głównej osi fabuły macie zapewniony.
Ja na szczęście najpierw grałem w grę, a potem oglądałem serial. Lepiej? Nie koniecznie. To co w serialu wygląda całkiem wiarygodnie w grze za pomocą kiepskich przełączników (triggerów), idiotycznych animacji postaci i przede wszystkim dialogów zaciągniętych z notesu ośmiolatka zostało tak zepsute jak tylko zepsuć to tylko było można. Tak, tak, nie mylicie się czytając moje słowa. Najgorszym elementem tej gry jest to co miało być jej istotą – opowiadanie historii.
Zaraz po całkiem przyjemnym i zachęcającym do gry pierwszym rozdziale, wcielacie się w drugą z głównych postaci gry – Alestera Sarwycka. Przybywa on do swojego rodzinnego miasta, a tu zonk – poddani są zdesperowani, jedzenia brakuje, pieniędzy w kasie dworskiej też, w dodatku umarł pan i nie wiadomo czy zdarzyło mu się to naturalnie czy z pomocą kogoś. Jak widać powyżej, gdy się to tak po prostu opisze, nie wygląda to wcale źle – ot taki tam wątek poboczny jakiegoś RPG. Jednak, jak to mówią, zła kucharka każdy przepis na zupę potrafi zepsuć. Tutaj chłop który nawołuje do buntu przeciwko szlachcie, chętnie rozmawia z dworzaninem – czyli tobą – wylewnie zwierzając się ze swoich zamiarów, przyrodni brat twój rzuca się na ciebie z mieczem bo za długo cię nie było, a tłumienie zamieszek polega na podbieganiu do grupek porozstawianych wieśniaków i darowaniu im życia zaraz po tym jak ich zabijesz. Dialogi są błyskotliwe jak drewno w tartaku, triggery wyłażą jak pierze ze starej kołdry, a decyzje, które można podjąć, są wciskane nam na siłę jak pisemka przez Światków Jehowy.
Można by to jeszcze jakoś przełknąć – w końcu nie tak mało jest gier z nieco „umownym” podejściem do fabuły gdyby nie te dialogi.
Jeśli dawno nie byłeś u dentysty lepiej idź zanim nieopatrznie włączysz tę grę. Dialogi w swojej warstwie treściowej, są bowiem tak złe, że plomby wypadają. Co ja mówię dialogi… To raczej monologi, oracje, nabzdyczone tak i tak łopatologicznie zadęte, tak objaśniające wszystko co ty jako młody i dobry (o jakże dobry!) panicz chcesz wyrazić, że można albo się zakrztusić albo z żalu zsunąć się z krzesła pod stół. Nie da się tego doprawdy opisać. Ale jeśli myślisz, że to już wszystko to jesteś w błędzie. Do tego dochodzi jeszcze warstwa hmmm... "aktorska". Jak już pisałem w części dotyczącej dźwięku – kwestie twojej postaci i większości postaci pobocznych czytają kuzyni i kuzynki prezesa i robią to dokładnie w taki sposób jakby czytali wiersz Lermontowa na akademii ku czci 40tej rocznicy wypełnienia idei trzeciego zjazdu. Koszmar.
Mówiąc szczerze od tej chwili przy grze trzymała mnie jedynie nadzieja szybkiego powrotu do okolic muru i wcielenia się znów w Morsa, oraz… grafika – a dokładniej mówiąc oglądana w okularach stereoskopowych grafika 3D.
Niestety dalej jest już tylko gorzej. Fabuła jest opisywana prze recytacje oratorskie w dialogach na cztery nogi (czyli na dwie twarze) długich i dramatycznych jak oświadczyny w Esmeraldzie czy innej brazylijskiej telenoweli.
Działania do wykonania są mało wiarygodne. Trigery sprawiają, że postaci zachowują jak marionetki z nagłą biegunką. Z każdym kolejnym krokiem co raz więcej elementów w tej grze się sypie. Ale to już temat wart poruszenia w następnym rozdziale.

Grywalność

To wcale nie najgorszy aspekt tej gry. Z dobrych rzeczy warto wymienić choćby pół-dynamiczny (czy pół-statyczny – jak kto woli) system walki. Jak już pisałem wcześniej, polega to na tym, że gdy w trakcie walki wciśniemy pauzę gra nie zatrzymuje czasu zupełnie. Wydarzenia na ekranie dalej toczą się, tyle że bardzo, bardzo powoli. To świetny pomysł, i sprawdza się fantastycznie. Autorzy bardzo dobrze też dobrali tempo tych spowolnionych wydarzeń – dzięki temu gracz angażuje się mając poczucie upływającego czasu a jednocześnie nie doznaje frustracji – czasu bowiem zawsze wystarcza na zaplanowanie najbardziej nawet złożonej taktyki.
Dobrze wypada również skalowanie broni, pancerza i innych elementów ekwipunku, które możemy znaleźć lub kupić. Ma się cały czas poczucie zwiększania sił ofensywnych i defensywnych naszej postaci. Mamy czas zaprzyjaźnić się z nowo zdobytą bronią, a jednak nie mamy czasu się nią znudzić. Brawo.
Przeciętnie z kolei wypada system rozwoju postaci. Przeciętnie to znaczy NIE źle. Mamy tu więc solidne drzewko rozwoju – osobne dla samego bohatera i dla umiejętności specjalnej: dla kontrolowanego przez Morsa psa lub dla umiejętności ognia w przypadku Alestera. Umiejętności jest solidna liczba, a awans na kolejne poziomy spotyka nas ani za często ani za rzadko.
Jednakże same umiejętności… hmmm. To choroba większości współczesnych gier RPG.
Po pierwsze co najmniej połowa umiejętności jest albo mało albo wcale nie użyteczna. Niektóre nie oznaczają zdobycia żadnej nowej zdolności – to po prostu zwiększenie czegośtam (odparowania, uniku, obrażeń itp.) o 20% czy 30%. Inne z kolei zostały chyba wymyślone podczas ostrego nawrotu depresji gdzie każda najmniejsza kreatywna myśl wymaga niebotycznego wysiłku. Po prostu są niepotrzebne i bezsensowne.
Po drugie wszystkie te nowe umiejętności mają jeden swój poziom natężenia. Nie rozumiem tego. Dlaczego z jednej strony osobną umiejętnością jest zwiększenie działania umiejętności, którą już posiadamy, a z drugiej strony umiejętności nowe istnieją tylko w jednym stopniu zaawansowania?
Na koniec tego rozdziału zostawiłem dwie rzeczy, które ocenić należy zdecydowanie negatywnie. Niestety są to rzeczy bardzo istotne.
Interakcja ze światem. W grze RPG dotyczy ona przede wszystkim możliwości kontaktu z postaciami umieszczonymi w świecie gry. Nawet w przeciętnym RPG możemy zwykle rozmawiać z napotkanymi osobami, wykonywać zadania poboczne przez nie zlecane czy choćby wysłuchać ich komentarzy na temat otaczającej rzeczywistości. A jak to wygląda w Grze o Tron? Bardzo źle. Interakcja z innymi postaciami w tej grze prawie nie istnieje. Przez połowę gry miałem do wykonania DWA lub może trzy zadania poboczne. Wyobrażasz to sobie czytelniku? Zadania poboczne w tej grze RPG można policzyć na palcach jednej ręki. A jak wygląda możliwość rozmowy z innymi postaciami? Nie wygląda. Przykro mi to napisać, ale tak naprawdę możemy aktywować (bo nawet nie porozmawiać) kilku handlarzy w każdej większe miejscówce, jedną góra dwie postacie osiowe dla fabuły i tyle! Co więcej, niemal zawsze taka osiowa postać jest w stanie z nami porozmawiać JEDYNIE gdy jest na to kolej – czyli gdy fabuła to przewiduje, po czym nagle staje się kompletną niemowamą. Co ja mówię niemową! Staje się martwą kukłą stojącą gdzieś w kącie i patrzącą, w najlepszym wypadku, w przestrzeń a w najgorszym w twarz stojącej o pół metra przed nią innej równie nieruchomej postaci. No ja przepraszam, ale nawet 15 lat temu takie osiągnięcia koderskie deweloperów były nie do pomyślenia. 
Ostatnią kwestią, którą należy tu poruszyć jest potworna wprost liczba błędów w gotowym produkcie. Co więcej nawet po trzech sporych poprawkach zainstalowanych na podstawowej wersji gry niektóre istotne dla rozgrywki błędy nie zostały wyeliminowane. W walce nie można było zmusić naszego psa do zaatakowania wybranego przeciwnika. Nadal sprawia to problemy. Czasem zmuszenie psa do wykonania komendy zajmuje tyle cennego czasu, że nawet podczas aktywnej pauzy przeciwnicy zdążą uderzyć nas kilka razy – a to sporo jak na warunki gry. W jednym z późniejszych rozdziałów, pomimo posiadania najnowszego uaktualnienia do gry, natrafiłem na nierozwiązywalną zagadkę – nierozwiązywalną oczywiście z powodu błędu. Z resztą ta gra wygląda coraz gorzej w miarę zbliżania się do końca. Widać jak na dłoni, że czas deweloperów gonił. Dialogi (właściwie monologi) stają się jeszcze dłuższe. Zdarzenia nie trzymają się kupy, a opowieść pędzi ku końcowi na złamanie karku. Szkoda.

Inne

Ocena tej gry wypada dość ambiwalentnie po tym co do tej pory napisałem – z jednej strony wciągający system walki i miła dla oka grafika, z drugiej tragiczne dialogi i drętwy sposób opowiadania - jednak jak dotąd nie porównałem jej z żadnym innym produktem opartym na wykreowanym przez R.R. Martina świecie. Wystarczy jednak wziąć do ręki serial (z litości zapomnijmy o książkach) by zobaczyć jak bardzo, to co jest osią fabuły gry, jest okrojone. Ten jeden wybrany wątek został pozbawiony jakichkolwiek elementów pobocznych. Nie ma tu żadnego z rodów walczących o władzę. Brak tu jakichkolwiek poza tym jednym wątkiem relacji między postaciami. Nie ma nic. Tylko ten jeden wątek, mizernie opowiedziany kartoflanymi monologami.
W porównaniu więc z innymi produkcjami, opowieść z growej wersji Gry o Tron, wypada tak źle, że trudno mi znaleźć nawet stosowne porównanie. To jak kichnięcie myszy w porównaniu z tajfunem Katrina, chlapnie się w wannie w porównaniu z tsunami. Źle, słabo i niewyraźnie.

Podsumowanie

Pomimo tych gorzkich słów, które napisałem ostatnio, trudno mi tę grę jednoznacznie spisać na straty. Szczególnie dobrze wypada początek gry oraz system walki. Na początku nawet – to znaczy w pierwszym rozdziale - fabuła opowiadana jest sprawnie i ciekawie. W miarę postępu gry jednak mamy do czynienia z coraz dłuższymi i coraz bardziej drętwymi monologami. Czynności stojące przed nami są coraz głupsze a błędy i niedoróbki coraz bardziej widoczne. Grafika zaś trzyma średni lub nawet średnio-dobry poziom. Do tego ambiwalentnego obrazu dochodzi równie ambiwalentne pod względem jakości udźwiękowienie. Głos Morsa – jest bardzo dobry. Głos Alestera oraz całej reszty postaci pobocznych brzmi jak kartofle podskakujące w garnku. Szkoda. Wielka szkoda, że ta gra nie została stworzona przez studio posiadające większe doświadczenie, bo potencjał leżący w świecie wykreowanym przez R.R. Martina jest ogromny. Możliwości przeplatania wątków bardziej i mniej pobocznych wręcz idealne dla gry RPG, a jakość tych wątków wystarczająco dobra by stworzyć pochłaniającą w całości i złożoną fabułę.
Zatem grać czy nie grać?
Trudne pytanie. Gdyby gry były za darmo to można by i zagrać – zobaczyć ciekawy system walki, obejrzeć za dwa pierwsze rozdziały z Morsem Westwodem dla ich klimatu i dość wcześnie grę porzucić. Ale gry darmowe nie są. Więc. Czy wydać na to coś pieniądze?
Nie. Raczej nie. Chyba że ktoś ci wepchnie tą grę czytelniku w promocji za 10 zł.

Citronian-Man


Końcowa ocena:

Dźwięk       – 4 na 10
3D              – 9 na 10
Grafika       – 5 na 10 (waga x2)
Historia       – 3 na 10 (waga x3)
Grywalność – 4 na 10 (waga x3)

W sumie: 44 na 100





Wymagania: 

Core 2 Duo 2.2 GHz, 2 GB RAM (4 GB RAM - Vista/7),
karta grafiki 256 MB (GeForce 7900 GTX lub lepsza), 7 GB HDD, Windows XP/Vista/7


Gameplay z gry:



Fragment pierwszej misji - można zobaczyć jak działa ten ciekawy system walki:



Fragment gry Morsem i Alesterem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz